Serock

Pierwszy od lat (i ostatni) nasz zimowy wyjazd. 
W listopadzie (2010r) dotarło do nas, że ferie zimowe będziemy mieć wszyscy w tym samym czasie tzn. mama będzie miała 2 tygodnie, Maciek tydzień. Zaczęliśmy żartować o wyjeździe. Ale u nas od żartu do realizacji jest szybka droga :) 
Zaczęliśmy poszukiwania odpowiedniego miejsca na wyjazd. Ja chciałam nad morze (najlepiej do Mielna) - bo nigdy nie widziałam morza zimą, bo taniej itd, mama mówiła, że nad morze jest za daleko, a Maciek sam nie wiedział co najlepiej. Niemniej pod koniec listopada w Polsce były śnieżyce i problemy na drogach więc zrezygnowałam z forsowania mojego morza. 
Zweryfikowaliśmy nasze wymagania. Ma być: łatwy dojazd, ośrodek przystosowany, z basenem (żeby była atrakcja dla Maćka). Zrezygnowaliśmy z gór. Uznałam, że są za daleko, a jak spadnie śnieg to i tak nigdzie nie będziemy mogli wyjść. Oglądaliśmy różne ośrodki i ceny. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że skoro nie jedziemy ani w góry, ani nad morze to równie dobrze możemy jechać do Jachranki :) Ale nie było wolnych miejsc. Więc wybraliśmy Serock :) Po bardzo miłej rozmowie (pani z ośrodka dawała mi dużo rabatów) zarezerwowaliśmy pokój. 
Przyjechaliśmy :) Ośrodek owszem przystosowany, ale na piętro z windą są schody i platforma, która nie działała :) Zaczęły się poszukiwania pracownika, który ma klucze do platformy. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i dotarliśmy do pokoju (na ostatnim piętrze - skoro jest winda to pozwoliliśmy sobie na taką fanaberię :)) W ośrodku byliśmy jedynymi gośćmi :) W Serocku spędziliśmy tydzień i tylko przez trzy dni było więcej osób (jak było szkolenie) :) 
Mieliśmy bardzo duży pokój. Stały w nim trzy łóżka, szafki i jak Maciek stanął na środku wózkiem to jeszcze było miejsce do chodzenia. Jedyną wadą ośrodka był basen. Jak rezerwowaliśmy miejsce nikt z nas nie pomyślał, że mogą być inne baseny niż w Mielnie. Ten basen był głęboki, wyznaczone trzy tory i było jeszcze zimno. Tak więc Maciek pilnował nas z brzegu. A jeszcze basen był czynny rano i wieczorem, tak więc za często nie chodziliśmy się kąpać. Częściej chodziliśmy na siłownię.
Jak przyjechaliśmy do Serocka to do Polski zawitały silne mrozy. Ale wychodziliśmy na spacery. Byliśmy też na wycieczce na działce :) A potem zjedliśmy obiad w restauracji w Hotelu 500.

W Zegrzu i Serocku bardzo ładnie zagospodarowane są tereny nad wodą i plaże. M.in. są zrobione równe chodniki wzdłuż wody. W Serocku chodziliśmy po "molo". Było dużo kry. Przesuwająca się kra robi niesamowite wrażenie. Te odgłosy ...
Był bardzo silny mróz, ale pięknie świeciło słońce :)

A następnego dnia spadł śnieg i wszystko wyglądało zupełnie inaczej :) Znowu byliśmy na działce.
Bałwanek :)


Ten wyjazd był bardzo udany. Wypoczęliśmy, odetchnęliśmy, nabraliśmy sił na nowy semestr. Tak nam się wyjazd podobał, że pomimo skrajnej pogody (od mrozów po śnieżyce) wszyscy byliśmy zadowoleni. Maćkowi było tak dobrze, że wogóle nie narzekał na zimno, śnieg. Jak byliśmy na jednym ze spacerów, to sam miał pomysły gdzie moglibyśmy pójść. Mama pohamowała jego zapał. Jedyna rozsądna w rodzinie :) - ale tylko chwilowo :) 


Ale z morza nie zrezygnowaliśmy :) Podczas wakacji w Mielnie jeden z rehabilitantów opowiadał nam jak tu jest w zimie. Namówił nas :) Doszliśmy do wniosku, że zimowa podróż nad morze musi być z noclegiem (pojedziemy na Święta). Jak wracaliśmy z Mielna, to wypatrywaliśmy hoteli (odpowiednich). I nawet znaleźliśmy. Przyjmowali nawet z psami. Niestety te plany nie zostały zrealizowane. Najpierw zmarł Topaz - kupiliśmy szczeniaka - a z taką sikawką to lepiej nie jeździć nigdzie :) Ostatecznie nigdzie nie pojechaliśmy, bo Maciek umarł. Dlatego napisałam, że był to nasz ostatni wyjazd zimowy.